Do czytania

W naszym życiu jest jedna niezmienna rzecz

NBA? Od zawsze.


Jeszcze za czasów komputerów z seri x86 i konsoli nazywanej Sega. To nie będzie recenzja, tylko miłę chwile retrospekcji związane z najważniejszym koszykarskim wydarzeniem października - wyjściem na rynek nowego produktu od 2K Sports.

Jako, że sam nigdy nie byłem w stanie zgłosić się do draftu, wykonać konkretnego kroku w stronę gry z Michaelem Jordanem, przeciwko LeBronowi Jamesowi czy podpowiadać Philowi Jacksonowi i czekać aż Marcin Harasimowicz zaprosi mnie do swojego domu w Los Angeles, postanowiłem zostać fanem koszykówki wirtualnej.


To dzięki ekranowi telewizora i monitora komputera, byłem najbliżej gry w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Mogłem sterować największymi z największych, biegać jak szalony, wykonywać wsady i podania za plecami w koszulce Chicago Bulls, a w zasadzie w moim przypadku San Antonio Spurs. W zasadzie nie jestem wielkim fanem gier komputerowych, szybko mi się nudzą i wpędzają w zdenerwowanie. Często wolałem czas wolny spędzać jakoś inaczej.


Są jednak małe wyjątki, jak np. Battlefield lub ewentualnie niektóre produkcje umożliwiające szybką i brawurową jazdę samochodem. W zasadzie od zawsze grałem właściwie tylko i wyłącznie w NBA. Pierwsze kroki stawiałem na konsoli, u kolegi, który mieszkał kilkaset metrów ode mnie. Oprócz NBA Jam graliśmy też w NBA Live 94, 95 i 96, a w 1997 roku już na Sony Playststion także w Total NBA. W inne wypusty od EA Sports pogrywaliśmy to u jednego, to u drugiego znajomego na komputerach, które miały procesory wolniejsze od obecnych iPodów, a nawet o telefonach komórkowych nie wspomnę. W moim rodzinnym domu ciągle stoi PeCet, który szybki jest tylko kiedy wypada przez okno. Wielu z Was nie pamięta tych czasów, nie jest w stanie wyobrazić sobie sprzętu do grania, na którym nie było procesora z serii iCore czy jak to się nazywa, a stare, prawie przedpotopowe kostki krzemowe z oznaczeniem x86. Dla rozjaśnienia sprawy młodszym czytelnikom - mój komputer, na którym wtedy zagrywałem się w NBA, miał procesor o prędkości 433 MHz. Taki sam szybki, jaki kilka lat temu wkładano do Nokii e50. Gry sportowe były w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku paskudne. Wyglądały obłędnie brzydko, miały głupie sterowanie, niemożliwość rozgrywania zagrywek, a zawodnicy wyglądali jakby ślizgali się po parkiecie, zamaist po nim biegać. To ślizganie było o tyle dziwne, że młody Kobe Bryant miał na nogach dwa kwadraty, zamiast czarnych Adidasów z serii KB8.

Wsady? Obręcz była prostokątem niedotykalnym dłonią zawodników, ale uginanym siłą umysłu kiedy ramię zbliżało się do pomarańczowej kreski. Uwierzcie mi, obecne smartfony z dramatyczną grafiką, pezentują lepszą jakość obrazu, niż wtedy najszybszy i najnowszy sprzęt. Teraz, w czasach dysków blue-ray, w czasach kiedy nasze komórki potrafią czynić cuda i nagrywać filmy w jakości high-definition, mamy przyjemność grania na konsolach trzeciej generacji, oferujących nam wygląd parkietu, graczy, najmniejszych detali taki, jakbyśmy oglądali mecz na żywo, wszystko jest piękne, cieszące oko i dostarczające coraz to nowych, przyjemnych estetycznych wrażeń. Takich wrażeń dostarcza na pewno NBA 2K13, które pojawiło się na rynku na początku października. W zasadzie ten tytuł, tak obecnie popularny, jeszcze kilka lat temu był daleko w tyle za niezwykle znaną serią od EA Sports. No, może nie wszędzie, bo gdyby nie mój osobisty konsolowy guru, Maciek, podpisujący się wszędzie gdzie to możliwe ShinX, chyba wpadłbym na NBA od 2K dopiero 2-3 lata temu. Nie mogłem uwierzyć, kiedy ShinX mówił mi, że to produkcja dużo lepsza od Live, po tym jak zagrałem w edycję 2K5 (wtedy na okładce był Ben Wallace, a grę sygnowano doskonale znaną nam marką - ESPN), zrozumiałem jak bardzo się myliłem. Wiem też jak bardzo mylili się następnie moi znajomi, którzy twierdzili, że nie ma nic lepszego niż Live. Jest. I wszyscy, którzy chociaż raz mieli chęć grać w NBA, a z powodu zbyt niskiego wzrostu, zbyt dużej wagi, posiadania zbyt wielkiej ilości cechy zwanej brakiem umiejętności koszykarskich, nie byli w stanie tego dokonać, wiedzą jak świetnym wynalazkim są gry komputerowe i właśnie produkcje sportowe.

Ale wiem, że jak za X lat usiądę do napisania kolejnej recenzji NBA 2K, to w połowie pisania materiału ponownie wpadnę na pomysł krótkiej retrospekcji i będę śmiał się, że w roku 2013 grało się na konsoli padem.

Bo wiecie, że tak naprawdę w naszym koszykarskim życiu zmieniło się prawie wszystko. Oglądamy mecze przez internet, sprawdzamy wyniki na telefonach komórkowych, mamy dostęp do najnowszych informacji gdzie tylko sobie tego wymarzymy. Kilka lat temu tak nie było. Pewne jest jednak jedno i to się nigdy nie zmieni.


Za kilka lat, dalej będziemy - a na pewno ja będę - fanami wirtualnej koszykówki i z przyjemnością będę włączał kolejne edycje gry mojej ulubionej dyscypliny sportu.

Skomentuj jako pierwszy(a)
Campy
Treningi
Szkolenia
Koszulki NBA
Obuwie
Akcesoria
Bluzy
No Internet Connection